Agent Rosiego: Dziękuję za zaufanie dla Aleandro

Aleandro Rosi przeżywa jeden z lepszych momentów swojej karierze. Po poprzednim sezonie pełnym upadków, u Luisa Enrique stał się graczem pierwszego składu, choć nie omijają go kontuzje. O nim oraz o innych rzeczach mówił w wywiadzie dla Sky Sport agent gracza oraz Caprariego, Davide Lippi.

 

Lamela? To chłopak, który ma wszystko: jakość, siłę fizyczną, wszelkie uposażenie, które trzeba mieć, aby osiągnąć pewien poziom. To jasne, że jako rocznik '92 wciąż musi się rozwijać. Pierwszy raz kiedy go zobaczyłem? To było na Monumental, być może przy okazji derbów. Uderzyła mnie jego osobowość, z którą grał przed osiemdziesięcioma tysiącami ludzi. Jeszcze za czasów Diego Baunanotte, grał w wyjściowym składzie; zabrał piłkę z rąk, aby wykonać rzut wolny i trafił w spojenie bramki. Epizod z Osvaldo? Nie wiem co się stało, na pewno jest to gracz, który posiada wielką osobowość, która utrudnia podanie piłki do kolegi przed bramką. Jest tym, który szuka goli, a nie trequartistą, który szuka asyst. To co się stało to jedna z rzeczy, które zdarzają się w szatni. Rosi? Muszę podziękować za zaufanie otrzymane od kierownictwa i Luisa Enrique. Sabatini chciał wykupić go ze współwłasności po roku w Romie, po którym mogły być wątpliwości, choć nie grał źle wyłącznie z własnej winy. Nie miał zaufania ze strony trenera i nie miał przez to warunków, aby grać dobrze. Teraz wszystko się zmieniło, obdarowano go wielkim zaufaniem, czuje się komfortowo i wyniki są widoczne. Rozgrywa świetny sezon, jednak czekamy, gdyż jesteśmy zaledwie w 1/3 rozgrywek. Reprezentacja? W tym przypadku będzie trudno, jednak jestem pewien, że to gracz, na którego trzeba mieć oko na przyszłość. Nazwisko na przyszłość? W Ameryce Południowej jest ktoś, choć na tym poziomie są tylko Lamela i Neymar. Caprari? To wartościowy gracz, w piątek był na ławce rezerwowych w meczu z Udinese. Pescara? Nic o tym nie wiem. Mógłby to być dobry kierunek, gdyż Zeman zawsze cenił napastników.

 

Napisane przez: abruzzi dnia 28.11.2011; 20:44